Tempo ślimaka? Nie! To mañana.

Piotr DrzewieckiPeter Alex1 Comment

Wstałem dosyć późno, zresztą jak wszyscy. Julio pytał mnie, czy dobrze spałem, bo on prawie nie zmrużył oka przez strasznie chrapiących pielgrzymów w dormitorium. Moje stopery po raz kolejny zapewniły mi sen ; )

Na śniadanie spożyliśmy jajecznicę z reszty wczorajszych jajek oraz kanapki. Popiliśmy to kawą z mlekiem w miejscowym barze i zaczęliśmy wędrówkę do Arzua. Dzisiaj pobiliśmy rekord w wolnym marszu, bo przeszliśmy 2 km w 2,5 h. Tempo ślimaka? Nie! To mañana. Mogliśmy sobie na to pozwolić, bo w polskim albergue byliśmy oczekiwani dopiero 24 lipca zgodnie z umową z Ojcem Romanem.

Dzień upłynął na długich rozmowach z Gosią oraz na zabawach dziewczyn, które co chwila udawały kurczaki i śpiewały jakieś dziwne piosenki. Kazałem im iść albo 5 metrów za mną, albo przede mną, aby mnie nikt nie posadził o to, że jesteśmy razem 😉

W Arzua nocleg mieliśmy zapewniony na wielkiej hali sportowej, na której doszło do małego zamieszania ze względu na to, że Protection Civil (taka straż wiejska) źle zorganizowała nocleg. Hala była otwarta i pielgrzymi zajmowali po kolei miejsca. Natomiast dopiero później przyszła straż i chciała pobierać opłaty. Zostali szybko wygwizdani przez Hiszpanów, którzy krzyczeli: „Mniej policji, więcej zimnego piwa!” a po hiszpańsku: „Menos Policia, mas serveza fria!”. Wezwali na pomoc Guardia Civil (czyli tą bardziej prawdziwą policję), ale ta nic nie wskórała i dała za wygraną z poborem opłat. Wszystko było filmowane przez lokalną stację telewizyjną, a następnego dnia przeglądając gazety mogliśmy oglądać zdjęcia z naszej hali sportowej.

Cała sytuacja nie była niczym niezwykłym na trasie Camino. W ostatnich dniach kilka razy czytaliśmy w lokalnej prasie, że dochodzi do sporadycznych spięć w okolicach schronisk między pielgrzymami a lokalnymi władzami. Odnosiliśmy wrażenie, że nie byli oni do końca przygotowani na przyjęcie tak dużej liczby pątników w Roku Świętym. Trzeba też zrozumieć rozdrażnienie pielgrzymów, którym zgodnie z tradycją Camino zapewniany jest nocleg, a dodatkowo próba ściągnięcia 5 euro za nocleg na hali sportowej nie jest dobrym pomysłem.

Popołudnie spędziliśmy wylegując się na skwerze w centrum miasteczka. Asia robiła niesamowite zdjęcia wiedziona jakimś wewnętrznym, czy zewnętrznym głosem, a może po prostu ma talent 😉

Kolację spożyliśmy w barze, którego sufit był wytapetowany odciskami dłoni pielgrzymów. Noc jak zwykle przespałem snem sprawiedliwego dzięki moim zatyczkom do uszu w przeciwieństwie do moich dziewczyn i znajomych, które się musiały męczyć z chrapaniem i wierceniem współmieszkańców hali.