Wstałem dosyć późno, zresztą jak wszyscy. Julio pytał mnie, czy dobrze spałem, bo on prawie nie zmrużył oka przez strasznie chrapiących pielgrzymów w dormitorium. Moje stopery po raz kolejny zapewniły mi sen ; )
Na śniadanie spożyliśmy jajecznicę z reszty wczorajszych jajek oraz kanapki. Popiliśmy to kawą z mlekiem w miejscowym barze i zaczęliśmy wędrówkę do Arzua. Dzisiaj pobiliśmy rekord w wolnym marszu, bo przeszliśmy 2 km w 2,5 h. Tempo ślimaka? Nie! To mañana. Mogliśmy sobie na to pozwolić, bo w polskim albergue byliśmy oczekiwani dopiero 24 lipca zgodnie z umową z Ojcem Romanem.
Dzień upłynął na długich rozmowach z Gosią oraz na zabawach dziewczyn, które co chwila udawały kurczaki i śpiewały jakieś dziwne piosenki. Kazałem im iść albo 5 metrów za mną, albo przede mną, aby mnie nikt nie posadził o to, że jesteśmy razem 😉
W Arzua nocleg mieliśmy zapewniony na wielkiej hali sportowej, na której doszło do małego zamieszania ze względu na to, że Protection Civil (taka straż wiejska) źle zorganizowała nocleg. Hala była otwarta i pielgrzymi zajmowali po kolei miejsca. Natomiast dopiero później przyszła straż i chciała pobierać opłaty. Zostali szybko wygwizdani przez Hiszpanów, którzy krzyczeli: „Mniej policji, więcej zimnego piwa!” a po hiszpańsku: „Menos Policia, mas serveza fria!”. Wezwali na pomoc Guardia Civil (czyli tą bardziej prawdziwą policję), ale ta nic nie wskórała i dała za wygraną z poborem opłat. Wszystko było filmowane przez lokalną stację telewizyjną, a następnego dnia przeglądając gazety mogliśmy oglądać zdjęcia z naszej hali sportowej.
Cała sytuacja nie była niczym niezwykłym na trasie Camino. W ostatnich dniach kilka razy czytaliśmy w lokalnej prasie, że dochodzi do sporadycznych spięć w okolicach schronisk między pielgrzymami a lokalnymi władzami. Odnosiliśmy wrażenie, że nie byli oni do końca przygotowani na przyjęcie tak dużej liczby pątników w Roku Świętym. Trzeba też zrozumieć rozdrażnienie pielgrzymów, którym zgodnie z tradycją Camino zapewniany jest nocleg, a dodatkowo próba ściągnięcia 5 euro za nocleg na hali sportowej nie jest dobrym pomysłem.
Popołudnie spędziliśmy wylegując się na skwerze w centrum miasteczka. Asia robiła niesamowite zdjęcia wiedziona jakimś wewnętrznym, czy zewnętrznym głosem, a może po prostu ma talent 😉
Kolację spożyliśmy w barze, którego sufit był wytapetowany odciskami dłoni pielgrzymów. Noc jak zwykle przespałem snem sprawiedliwego dzięki moim zatyczkom do uszu w przeciwieństwie do moich dziewczyn i znajomych, które się musiały męczyć z chrapaniem i wierceniem współmieszkańców hali.